kolejną nieboszczkę. – Zaciągnął się, wypuścił ustami kłąb dymu. – Czyli nic, jeśli mnie
pytasz. Niestety nic, co wskazywałoby na związek między jego przyjazdem a zabójstwem sióstr Springer. W każdym razie niczego takiego nie znalazłem. – Bledsoe zdusił obcasem niedopałek marlboro, wyjął z kieszeni okulary przeciwsłoneczne, włożył je. – Pytanie tylko, skoro to nie Bentz morduje, to kto? Ta kobieta, która go prześladuje? – Może. – Jedyny wymierny efekt poszukiwań Bentza to te numery rejestracyjne i chevrolet zarejestrowany na Ramonę Salazar. – Chciałbym odnaleźć ten wóz – mruknął Hayes. – A ja wolałbym kierowcę – poprawił Bledsoe. – Bo właścicielka nie żyje. Ciekawe, kim się okaże tajemnicza fanka Bentza. Mówił, że Lorraine Newell wczoraj do niego dzwoniła, twierdziła, że widziała sobowtóra Jennifer. Sprawdzamy połączenia, ale jest za sprytny, żeby kłamać w takiej sprawie. Więc w jaki sposób morderca to zorganizował? – Może już tam był. Może to pułapka, żeby zwabić Bentza. – Kazać Newell zadzwonić, a potem ją sprzątnąć? – Twierdzi, że ktoś sobie z nim pogrywa. – Pogrywa? Delikatnie powiedziane. Ktoś sobie z niego robi niezłe jaja. Hayes nie mógł się nie zgodzić. Rozluźnił krawat i spojrzał na sznur samochodów. – Wiesz, że go śledzimy. – Akurat coś nam z tego przyjdzie. Pojechał na lotnisko, i co z tego? Oddał samochód. – Bledsoe pokręcił głową. – Marnotrawstwo funduszy. Odwołaj ludzi. – Wsiadł do samochodu. – Wiesz, Hayes, ta sprawa śmierdzi. Nic się nie trzyma kupy. Rozmawiałem z Alanem Grayem, kolejnym z listy Bentza. Jest teraz w Vegas i z trudem sobie przypomniał Jennifer Nichols Bentz. – Spojrzał na Hayesa. – Ale taki facet jak on, co ma forsy jak lodu, ma też pewnie mnóstwo kobiet. – Może. – Nie można oczekiwać, że spamięta wszystkie. – No nie wiem. Bledsoe odpalił silnik bmw. – Chciałbym być na jego miejscu. – Czasami dużo kobiet oznacza dużo kłopotów. Ale Bledsoe już nie słyszał tej filozoficznej uwagi. Znikał za rogiem. Hayes w zadumie otworzył drzwiczki i wsiadł do samochodu. Złożył ochronę przeciwsłoneczną, cisnął ją na tylne siedzenie, włączył silnik, ustawił klimatyzację i wyjechał z parkingu. Dzwonił już do Fortuny Esperanzo – nie odebrała. Starał się. Potem skontaktował się z Tally White. Umówili się na dzisiaj. Potem, jeśli wszystko pójdzie dobrze, pojedzie na cmentarz do Culver City. Załatwił całą papierkową robotę, uporał się z biurokracją. Dawny dentysta Jennifer Bentz przesłał jej akta. Wygląda na to, że życzenie Bentza się spełni i nastąpi ekshumacja jego byłej żony. Bóg jeden wie, co zastaną w jej grobie. Rozdział 27 Olivia obserwowała przez okno, jak wóz patrolowy mija powoli jej dom i znika za zakrętem. Wóz patrolowy. Tutaj. Na końcu świata. Droga wiła się z dala od domu, była niemal niewidoczna wśród drzew, ale poznała oznakowanie. Wóz należał do policji nowoorleańskiej. Świetnie. Bentz nasyła na nią kolegów, a sam szuka byłej żony w cholernej Kalifornii. A przecież mu powiedziała, że sobie poradzi. Złapała za telefon, zadzwoniła, ale nie odbierał. Tak jak się spodziewała. Oczywiście. Ilekroć pracował nad nową sprawą, był nieuchwytny. Rozumiała to, nie pojmowała tylko jego fascynacji sobowtórem Jennifer. A jednak poprosił kolegów z wydziału o pomoc – stąd wóz patrolowy w okolicy domu. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, nie zna umiaru. Choć to zrozumiałe w jego branży. Widział najgorsze cechy ludzkiej natury, na co dzień stykał się z okrucieństwem. Że już nie wspomni o tych okazjach, gdy zagrożenie zakradało się w pobliże jego świata, gdy ona i Kristi wpadły w ręce psychopatów. Westchnęła i odrobinę jej ulżyło. Może częstsze patrole to nie taki zły pomysł.