Coś mokrego zaczynało cieknąć mu po czole, spływać do oczu, nie
wiedział, czy to pot, czy krew, nic już nie wiedział, parł przed siebie w czerwonej mgle, ledwie świadom tego, że ktoś kroczy u jego boku i że w powietrzu słychać śpiewne inkantacje. Naraz cios w głowę zwalił go z nóg, rycerz zapadł się w ciemność, w nieskończoną krwawą noc. Otworzył oczy. Otaczał go półmrok, w którym coś się poruszało, jakby jakiś cień. Nie spodziewał się tego. Czyżby jednak Bóg skazał go na piekło? Poczuł przyjemne ciepło, usłyszał trzask ognia, zamrugał kilka razy powiekami i w końcu uświadomił sobie, że wcale nie umarł. Na ścianie pojawił się ogromny cień, przysunął się bliżej, a potem zmienił w ojca RS 11 Gregore'a, który uniósł swoją potężną dłonią głowę rannego, przystawił mu do ust naczynie z wodą i napoił go ostrożnie. - Bitwa...? - wychrypiał ranny. - Skończyła się. Już dawno temu. Pij powoli. Rycerz rozejrzał się. Znajdowali się w jaskini, nie dało się zgadnąć, czy nadal trwała noc, czy już wstał dzień, nie było już jednak czerwonej mgły ani mdlącego zapachu krwi i śmierci. Ani nie było już tej, którą kochał. - Długo tu jestem? - Bardzo długo. - Pani mego serca... Wyrwałem ją z ognia, lecz potem ktoś ją zabrał, muszę ją odnaleźć. Zakonnik przyglądał mu się w milczeniu, badając wzrokiem jego twarz. - Tak, musisz - rzekł wreszcie. - Trzeba się więc spieszyć. Ojciec Gregore przytrzymał go. - Najpierw wyzdrowiej. - Lecz ja muszę ją znaleźć! - Niewielka zwłoka już nic tu nie zmieni. - Zakonnik usiadł na ziemi, płomienie rzuciły blask na jego twarz. - Nie potrafię zdziałać cudu, nie uleczę cię w jednej chwili. - Ale ona jest w niebezpieczeństwie! - Tak. Odtąd to jest twoje zadanie, jej nieśmiertelna dusza czeka na twoją pomoc. - W takim razie... RS 12 - Potrzeba nam czasu, synu, gdyż wiele się wydarzyło, wiele muszę ci opowiedzieć i wiele się jeszcze musisz nauczyć. Zapadło milczenie, trzaskał ogień, rycerz zatopił spojrzenie w oczach mnicha... I dopiero wtedy zaczął rozumieć. RS 13 ROZDZIAŁ PIERWSZY Jessica Frazer zamknęła oczy, by odciąć się od wszelkich innych odgłosów - rozmów, szurania odsuwanych krzeseł, brzęku szkła - i słuchać tylko jazzu. Najchętniej poddałaby się tej muzyce bez reszty, zapomniała o pracy, o czekającej ją podróży, a nawet o otaczających ją oddanych przyjaciołach. Kochała Nowy Orlean od chwili przyjazdu, nie tylko za to, że miasto było pełne życia oraz historycznych pamiątek, kochała je głównie ze względu na wszechobecną muzykę. Jessice wystarczyło zamknąć oczy, by poczuć, że jest tylko ona i przenikające ją dźwięki, które